Czy polska służba zdrowia jeszcze służy? Dramat pacjenta w przychodni na Chłodnej we Włocławku

Była obietnica. Była nadzieja. I była potrzeba – realna, pilna, potwierdzona dokumentacją medyczną. Chodziło o pielęgniarkę środowiskową, wizytę domową – nie luksus, nie fanaberię, ale podstawową formę pomocy, która według systemu miała być dostępna. Obiecano. Nawet wpisano mnie do systemu. I co się stało?

Przyszło zderzenie z rzeczywistością. Polski pacjent zderzył się z betonem.

Pielęgniarki w przychodni na Chłodnej najpierw mówiły: „tak, przyjdziemy”, potem: „musi być zgoda lekarza”. I tu wchodzi on – lekarz, który zamiast przywitania rzuca z progu: „Czego?”. Jakbyśmy byli w urzędzie z czasów PRL-u, a nie w XXI wieku, w państwowej przychodni. Jakby każdy pacjent był intruzem, zagrożeniem, a nie człowiekiem w potrzebie.

Ten lekarz jest obywatelem Ukrainy. I nie, to nie jego pochodzenie jest problemem – ale postawa, sposób traktowania ludzi. Pojawia się pytanie: czy wraz z napływem lekarzy zza wschodniej granicy nie przemycamy obcych nam – a dobrze znanych z przeszłości – standardów? Czy nie cofamy się cywilizacyjnie i etycznie? Bo w moim przypadku pomoc, którą mi obiecano, została zablokowana. Bez rozmowy. Bez badania. Bez wyjaśnienia.

Ten lekarz, który zostawił swój kraj w ogniu wojny i uciekł, by leczyć Polaków – czy jego decyzja świadczy o powołaniu, czy może tylko o koniunkturze?

A pielęgniarki? Czy naprawdę nie wiedziały, że bez zgody lekarza żadna wizyta się nie odbędzie? Czy ich słowa były tylko wabikiem, by „zarejestrować nowego pacjenta”, dzięki któremu przychodnia zyska, lekarz zaliczy więcej wizyt, a system – choćby fasadowo – odhaczy kolejny „sukces”?

To nie jest oskarżenie wszystkich. Ale to jest pytanie: czy oszustwo stało się legalnym sposobem na prowadzenie medycznego biznesu?

Gdzie w tym wszystkim jest Rzecznik Praw Pacjenta? Czy naprawdę ma jakiekolwiek narzędzia, by zmienić los pojedynczego pacjenta? Czy jego rola kończy się na ładnym logo i ogólnikowych odpowiedziach? Bo gdy człowiek czuje się bezsilny, gdy szuka pomocy, a drzwi zatrzaskują się przed nosem – instytucja ta powinna stać przy obywatelu. Nie tylko w teorii.

System zawodzi. Empatia umiera. A my, pacjenci, zostajemy z pytaniem: czy jesteśmy tylko numerem w statystyce, do którego lekarz rzuca: „Czego?”

To nie jest tylko mój dramat. To opowieść tysięcy ludzi, którzy próbują walczyć o swoje zdrowie, a dostają jedynie obojętność i mur biurokracji. Jeśli nie zaczniemy o tym głośno mówić, kłamstwa, manipulacje i pogarda wobec pacjenta staną się nową normą.

Czy tego chcemy ?